Narita san
Dla niektórych rozpoczął się nowy semestr, dla innych nadszedł czas zakończenia japońskiej przygody. Na ostatni przed odlotem spacer warto wybrać się do Naritasan Shinsho-ji, przepięknej świątyni buddyjskiej. Prowadzi do niej uliczka Omotesando-dori (nie mylić z tokijską aleją modnych butików), pełna restauracji serwujących dania z węgorzem oraz sklepików z mniej lub bardziej uroczymi pamiątkami czy rękodziełem. Świątynię otaczają rozległe ogrody i parki, obok przepływa strumień.. jest nawet wodospad :) Pojawiły się nawet pierwsze czerwone liście (festiwal czerwieni rozwinie się w połowie listopada). Stawy pełne są kolorowych karpi, a wśród kamiennych latarni przemykają koty. Widoki idealne na osłodzenie rozstania z Japonią :)
Na dworcu- tematyczne kafelki podłogowe (lotnisko znajduje się stację dalej).
Wychodzących z dworca wita maskotka Narita Airport.
Większość budynków jest pięknie odrestaurowana.
Unagi-don, czyli węgorz na ryżu. Pycha.
Klub dla wracających z dalekich podróży ;)
Wesoły właz p-pożarowy ^^
Mimo bliskości lotniska miasteczko jest senne i niewielu w nim turystów.
(Kotek siedział koło skrzynki pełnej pięknych kwiatów, ale właściciel sklepu skrzynkę zabrał na ćwierć sekundy przed zrobieniem zdjęcia :D )
Imponująca brama główna świątyni.
Źródełko do obmywania rąk...
...podpisane "hot dog" z przyczyn niewyjaśnionych.
Lampion w kształcie tykwy.
Sandały pielgrzymie (w większości wotywne).
Ten smok skrył się pod podstawą lampionu :)
Shisa z prawej,
Shisa z lewej...
Sadzawki z monetami pilnowały żółwie czerwonouche.
Pagoda oślepiała złotem i intensywnymi kolorami.
Jednego z pawilonów pilnowała smokopodobna istota.
Wabi-sabi <3
Pielgrzymujący mnich miał własną skrzynkę pocztową.
Pagodę Pokoju uzupełniał zaskakujący w tym miejscu...
...ogród nawiązujący do Wersalu.
Droga do wodospadu.
Woda ściekająca po stopniach tworzyła malarskie efekty..
Wodospad. Sempajka dla skali :D
Poukrywane w gąszczu kamienne latarnie...
Ryż rozsypany na podłodze tego pawilonu sugerował, że to popularne miejsce ślubów :)
Staw był pełen żarłocznych gigantów
Altankę wisterii patrolowały koty.
Nieco zaniedbany, lecz wciąż malowniczy pawilon niedaleko wodospadu.
Pierwsze kouyou w tym roku <3
Czyli to już koniec bloga?
ReplyDeleteAbsolutnie nie :) Japońska przygoda zakończyła się dla mojej sempajki, Pani Magister z Keio Daigaku. Ja zostaję tu jeszcze przynajmniej na 5 semestrów. Blog będzie przez cały ten czas aktualizowany :)
DeleteA, to gapa jestem. Czytam Twojego bloga od dawna, nawet ostatnio zacząłem czytać od początku (a nie chaotycznie) ale ciągle nie mogę znaleźć wpisu tłumaczącego jak Ty w tej Japonii się znalazłaś ;)
DeleteW każdym razie, dobrze, że dalej będziesz publikować, nie rezygnuj z tego, masz wiernych czytelników :)
Rzeczywiście takiej informacji nie ma :D Wydawało mi się zupełnie naturalne, że wszyscy wiedzą ;) Przyjechałam jako stypendystka Rządu Japońskiego (stypendium MEXT) na dwuletni research. A w kwietniu tego roku, po wyczerpujących i wieloetapowych egzaminach, dostałam się na "pełnowymiarowe"studia i jestem szczęśliwą doktorantką :)
Delete(Ps.Zdjęcia z immatrykulacji są we wpisie "5cm na sekundę" z 7.04.2015 :) )
ReplyDelete